Po debiutanckim i świetnie przyjętym albumie „Asteroida” (Intakt 2016), (...) pisze Andrzej Kalinowski w Jazz Forum (...) nowojorskie Borderlands Trio wydaje (premiera 17 września) długo oczekiwaną podwójną płytę.
Oszczędne dźwięki fortepianu, muśnięte smyczkiem struny kontrabasu, delikatne odgłosy pierścieni perkusyjnych blach - muzyka niespiesznie wydobywa się z ciszy, podobnie jak to często ma miejsce w nagraniach ECM records. Na tym podobieństwa do produkcji monachijskiego wydawcy się kończą. Borderlands Trio gra znacznie bliżej słuchającego, bez efektu pogłosu wynikającego z ingerencji realizatora nagrania. Muzyka jest bezpośrednia, doskonale ustawiona w przestrzeni studia, ciepła w barwach, stwarza intymną, wpływającą na grę wyobraźni atmosferę. Z upływem czasu nabiera formy, staje się bardziej intensywna, pozostaje jednak na kojącym zmysły poziomie. Aura tajemniczości, jakiejś bezwyznaniowej duchowości, medytacji, jakby symbiotyczności dźwięków z naturą, jest tutaj wiodącym motywem. Emocje muzyków są podporządkowane idei wyrażenia czegoś duchowego - doświadczenia nawet jeżeli zapomnianego, to jednak wspólnego wszystkim. Nic w tym dziwnego, skoro jednym z twórców tej intrygującej muzyki jest Kris Davis, utalentowana pianistka, oryginalna kompozytorka, band-leaderka oraz dyrektorka Berklee Institute of Jazz and Gender Justice, odpowiedzialna za rozwój kreatywnych programów nauczania. Jednak trio tworzą równoważni muzycy, a ich wspólna gra przenosi nas do wielu światów. Usłyszymy dźwięki charakterystyczne dla kultur dalekiego wschodu, puls jazzu, impresjonizm, w istocie bardzo dużo impresjonizmu, a także sporą dawkę sonorystycznych fascynacji współczesnej muzyki improwizowanej.
Pierwsza z dwóch płyt, jest bardzo konsekwentna w narracji, jakby ilustrująca jakiś organiczny proces - wzrost, dojrzewanie, zakorzenianie i obumieranie. Druga jest bardziej abstrakcyjna, zdecydowanie więcej tu jazzowych inwencji, w której amerykańscy muzycy czują się wyśmienicie, a o ile na pierwszej płycie mieliśmy do czynienia z muzyką o ilustracyjnym charakterze, to na drugiej więcej jest akcji. Kris Davis gra z duża swobodą, nadając muzyce lekkości i przestrzeni, z kolei basista Stephan Crump, poza oczywistą funkcją rytmiczną, podąża w głąb muzycznej struktury, doskonale panuje nad czasem i dramaturgią. W doskonałym "Old – Growth" fortepian jest przez cały czas na pierwszym planie, Davis gra rytmicznie i błyskotliwie, w pewnym momencie kończy improwizację spektakularnym skokiem w przestrzeń, jej lot wyrównuje i bezpiecznie sprowadza „na ziemię” kontrabas arco. Davis jest w znakomitej synergii z Crumpem, efektownie rozwijając muzyczną narrację i spinając w logiczną, harmonijną całość każdą z kompozycji. W jednej z nich "Possible Futures" inwencja należy do perkusisty, który nie musi niczego udowadniać, jest przez cały czas doskonale obecny, od pierwszych niespiesznych dźwięków, po efektowne kulminacje tego bardzo dobrego albumu. Niespodziewanie minęło blisko 120 minut muzyki. Otrzymaliśmy cztery obszerne kompozycje podpisane przez wszystkich muzyków zespołu. Właściwie trudno jest mi pisać o jakichś konkretnych partyturach, ponieważ praca kompozytorska ściśle wiąże się tu z improwizacją. "Wandersphere" nie jest muzyką free, ceniącą indywidualizm w grze zespołowej, jest wynikiem podobnej wrażliwości i doskonałego porozumienia.