classical music distribution
cena 58,00 zł
lubProdukt na zamówienie
Wysyłka ustalana indywidualnie.
Darmowa wysyłka dla zamówień powyżej 300 zł!
Darmowy kurier dla zamówień powyżej 500 zł!
sprawdź koszty wysyłkiKodály: Concerto for Orchestra
Kodály, moje odkrycie (..) pisze Piotr Iwicki/Gazeta Polska Codziennie 3/03/2018 . Nawet Państwo nie zdajecie sobie sprawy, jak wielka radość sprawiłem sobie słuchając płyty z kompozycjami kolejnego giganta węgierskiej kompozycji, Zoltana Kodálya. A sprawa jest prosta. Dotąd nie miałem pojęcia o jego spuściźnie symfonicznej. Można więc śmiało mówić o pewnej inicjacji. O czymś na miarę małego, prywatnego odkrycia nowego lądu, czy źródła Amazonki. Jak widać, nawet po przesłuchaniu tysięcy płyt, zagraniu niezliczonej liczby koncertów symfonicznych, coś może zdarzyć się pierwszy raz. I to w muzyce, sztuce jest piękne. Tym bardziej, że muzyka symfoniczna Kodálya jest genialna. W odwołaniu do węgierskiego folkloru jest on jeszcze bardziej dosłowny niż Bartòk. Nic dziwnego. Muzyka ta jest przesycona tanecznością. Album otwierają „Tańce z Galanty” pełne tak licznych motywów, że śmiało można by nimi obdzielić kilka symfonii. Romantyzm tej muzyki, zwyczajnie chwyta za serce a piękna instrumentacja nie stroniąca od bogactwa instrumentów perkusyjnych budzi nasz szacunek dla wielkiej wiedzy orkiestracyjnej Węgra. Po tańcach dostajemy blisko dwudziestominutowy Koncert na orkiestrę z 1940 roku. Tak, tak, znowu koncert dedykowany symfonicznej orkiestrze, w swym założeniu bliski idei Bartòka. Jednak u Kodálya zdecydowanie bardziej skondensowany, w pewien sposób płynniejszy, choć oczywiście wyraźnie podzielony na kolejne części, to jednak formalnie jednoczęściowy. Kompozytor prowadzi nas płynnie od tematu do tematu, zabierając w dźwiękową podróż gdzieś ku rozlewiskom Dunaju, bezmiarowi puszty z jej wijącą się Cisą. To neoromantyczne muzykowanie, jednak odwołujące się wprost do harmonii traktowanej na miarę połowy XX wieku. Krążek dopełniają „Wariacje na temat węgierskiej pieśni ludowej Felszallott a páva” (pava to po polsku paw, prawda, że podobnie?) oraz „Marosszèki táncok” czyli muzyka odwołująca wprost do czardasza. O tym, że to niejednokrotnie feria rytmu dodaję z dziennikarskiego obowiązku. Ciekawostką albumu jest to, że został nagrany przez Buffalo Philharmonic Orchestrę, amerykański zespół, który przebojem wywalczył sobie w ostatnich latach miejsce w elicie tamtejszych orkiestr. Dyryguje JoAnn Faletta, 63-letnia artystka mająca na koncie nominacje do Grammy. To, że zabawa rytmem i taneczną frazą, są jej środowiskiem naturalnym, najlepiej świadczy fakt, że ma na koncie rewelacyjne nagranie kompozycji mistrza jazzu, Duke’a Ellingtona. I tę taneczną lekkość węgierskich fraz, Amerykanka potrafiła tutaj ukazać. Brawo!
Piotr Iwicki/Gazeta Polska Codziennie 3/03/2018
1 szt